W naszej gminie zna ich prawie każdy. Należą do grupy zawodowej, cieszącej się największym zaufaniem w Polsce. Składając przysięgę, ślubują być „ofiarnym i mężnym w ratowaniu życia ludzkiego i mienia”. Kiedyś jeździli głównie do pożarów, dziś stawiają czoła wszystkim żywiołom, ale paradoksalnie często to człowiek jest bardziej winny niż natura. I to z efektami jego działań najczęściej muszą walczyć druhowie z ochotniczych straży pożarnych.
Jest po godz. 21.00. Nagle wieczorne cykanie świerszczy przeszywa ponaglający głos syreny. Oprócz nowych mieszkańców Gminy Wiązowna, chyba już nikt nie zwraca uwagi na ten dźwięk. Jest czymś tak naturalnym, jak szum aut z S17. Tylko nieliczni zrywają się, by wskoczyć do auta, stawić się w remizie, przebrać się i wyjechać na akcję. Od uruchomienia syreny do wyjazdu jednostki mija około 5 – 8 minut. – Ten dźwięk towarzyszy mi od najmłodszych lat. Pochodzę z rodziny, w której od pokoleń służy się w OSP – mówi Naczelnik OSP Malcanów druh Radosław Dąbrowski. Na co dzień pracuje w Mazowieckim Zespole Parków Krajobrazowych. Jako obserwator ekologiczny brał udział w 44. Polskiej Wyprawie Antarktycznej. Po godzinach jest strażakiem i prowadzi Młodzieżową Drużynę Pożarniczą OSP Malcanów. Jego bracia także służą w jednostce.
W Polsce działa ponad 16 tys. ochotniczych straży pożarnych, zrzeszających blisko 700 tys. osób. Trzy jednostki są w naszej gminie: w Gliniance, Malcanowie i Wiązownie. W sumie około 75 druhów w czynnej służbie. – Swojego czasu w gminie było dziewięć strażnic. Zostały tylko trzy w miejscach, gdzie lokalna społeczność jest najsilniej związana personalnie z jednostkami – mówi Radek.
Strażakiem od pokoleń jest Stanisław Bogucki, były prezes OSP Malcanów. – Mój ojciec, który dziś ma 95 lat, budował naszą strażnicę. I oczywiście był strażakiem. W moich czasach to była jedyna rozrywka. Tu zawsze coś się działo – wspomina Stanisław. Dziś rodzinną tradycję kontynuuje syn Dariusz.
– W latach 80. i 90., kiedy nie było komórek, internetu, a w telewizji było tylko kilka kanałów, straż pożarna była jedyną atrakcją na wsi. Prawie każdy mężczyzna do niej należał. Stąd zapewne wynika ta pokoleniowość, Oczywiście, są też wśród nas ludzie, którzy przyszli „z ulicy” jak ja, bo chcieli coś robić dla innych, ale to zdecydowana mniejszość – stwierdza druh Marcin Boruc, Komendant Gminny Ochotniczych Straży Pożarnych Gminy Wiązowna i prezes OSP Malcanów. Jako jedyny druh z OSP Malcanów jest jednocześnie zawodowym strażakiem służącym w Państwowej Straży Pożarnej.
„Był czarny jak węgiel”
Aby zostać strażakiem, masz trzy drogi do wyboru. Pierwsza: możesz ukończyć jedną ze szkół Państwowej Straży Pożarnej, po której pełnisz służbę w PSP w korpusie oficerskim bądź aspiranckim. Druga: Zatrudniasz się w PSP z tak zwanej „z ulicy” i po przejściu odpowiednich szkoleń, pełnisz służbę w korpusie podoficerskim. Wszystko oczywiście wymaga odpowiedniej sprawności fizycznej oraz przejścia szeregu badań lekarskich. Trzecia droga to wstąpienie w szeregi OSP. To służba ochotnicza, za którą nie dostajesz wynagrodzenia, pełnisz ją społecznie. Tu możesz zgłosić się już jako dziecko i przynależeć do Młodzieżowej Drużyny Pożarniczej, w której zapoznasz się ze specyfiką jednostki, jej wyposażeniem oraz z obsługą sprzętu. Jednak, aby wyjeżdżać do akcji, musisz mieć ukończone 18 lat, posiadać odpowiednie kursy pożarnicze, musisz też przejść badania lekarskie i złożyć ślubowanie. Tę ostatnią drogę wybrali druhowie z OSP Malcanów. Oprócz mężczyzn, w jednostce działa pięć druhen. Jedną z nich jest Elżbieta Piwek, która na co dzień pracuje w Centrum Usług Wspólnych Gminy Wiązowna. – Jestem napływowa. Odkąd tu zamieszkałam, chciałam coś robić, gdzieś działać. Byłam związana z harcerstwem, więc idee strażackie okazały się mi bliskie – mówi Ela, która współprowadzi Młodzieżową Drużynę Pożarniczą. – Nie jeżdżę na akcje. Od tego są chłopcy. Zajmuję się całą resztą spraw naszej jednostki, a z roku na rok przybywa nam papierkowej roboty.
Szkoła czy szkolenia to jedno, a służba to dla wielu często kubeł zimnej wody. Prawdziwego życia młody strażak uczy się podczas akcji. – Na początku trzyma się ich raczej z tyłu i daje prostsze zadania – mówi Radek. – Nowych strażaków wprowadza się do akcji stopniowo, aby oswoili się i zgrali z zespołem. To bardzo ważne.
W pracy strażaka najważniejsza jest współpraca i wzajemne zaufanie. Wszystko musi chodzi idealnie, jak w szwajcarskim zegarku. Słowo dowódcy jest święte. – W czasie akcji nie ma miejsca na dyskusje. Trzeba działać – tu i teraz. Od tego zależy zdrowie i życie ludzkie. Jeśli dochodzi do spięcia, to wyjaśniamy to sobie już po wszystkim – stwierdza Marcin.
Na pierwszy miejscu są procedury. Jednak każda akcja rządzi się własnymi prawami. Druhowie zawsze są przygotowani na najgorsze. Spotkanie ze śmiercią jest wpisane w pracę strażaka. – Podczas szkoleń uczą nas, aby skupić się na zadaniu. Mamy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by uratować czyjeś życie. I w takich kategoriach należy podchodzi do tego, co robimy – wyjaśnia Radek i dodaje: – W czasie akcji człowiek działa na adrenalinie. Wtedy nie myśli o tym, co widzi, tylko robi to, co niego należy.
– Podczas jednej z akcji wyciągnęliśmy mężczyznę z pożaru. Był czarny jak węgiel. Włosy spalone, całe ciało poparzone. Kiedy podłączyli mu elektrody, okazało się, że żyje. Przez godzinę prowadziliśmy resuscytację – wspomina Marcin. – Czy przeżył? Nie pamiętam. Kiedy działamy – wyłączamy emocje, bo inaczej byśmy zwariowali i szybko zrezygnowali z tego, co robimy.
Najtrudniejsze chwile w pracy strażaka związane są nie tylko ze śmiercią. To też momenty jak te, które miały miejsce na początku roku. Szalały wtedy wichury. Druhowie wracali z jednego zdarzenia i za chwilę jechali na kolejne i kolejne… – To był trudny czas. Byliśmy wykończeni, zarówno fizycznie, jak i psychicznie – mówi Marcin. – Były chwile, że mieliśmy zwyczajnie dość. Wystarczyło jednak odpocząć i już każdy z nas pędził do następnej akcji – dodaje.
Rzadko, ale zdarzają się też śmieszne akcje. – Koty na drzewie, to oczywiście standard – śmieje się Stanisław. – Kiedyś gasiliśmy stodołę. Gospodarz chodził to tu, to tam, jakby czegoś wypatrywał. Pytamy go, czego tak szuka, a on na to, że słoika z pieniędzmi. Zaczęliśmy się rozglądać. I rzeczywiście – w jednym spalonym miejscu leżał pęknięty słoik, a w środku były lekko opalone pieniądze. Oddaliśmy go. To były oszczędności na czarną godzinę – wspomina.
– Raz zostaliśmy wezwani do złapania papugi. Podopieczna uciekła jednemu mieszkańcowi Wiązowny. Innym razem wezwano nas na stawy do Duchnowa. Było wtedy ponad 20 stopni na minusie. Kobieta zaalarmowała nas, że łabędź przymarzł do lodu. Na miejscu okazało się, że rzeczywiście ptak jest, ale swobodnie chodzi po zamarzniętym stawie – opowiada Marcin.
12 chłopa w Żuku
Strażacy-ochotnicy nie otrzymują tradycyjnego wynagrodzenia, lecz ekwiwalent. Jego wysokość zależy od uchwały rady gminy, w której działa jednostka. U nas jest to 17 zł za godzinę akcji i 11 zł za godzinę szkolenia. To najwyższa stawka w całym powiecie. – Powiedzmy sobie szczerze, pieniądze w OSP są żadne – stwierdza Marcin. – Każdy z nas ma normalną pracę, bo musi za coś utrzymać siebie i rodziny.
Na zapewnienie gotowości bojowej strażacy otrzymują pieniądze z gminy. W 2022 r. jest to 255 000 zł, na jednostkę wypada zatem po 85 000 zł. Z tych środków muszą utrzymać strażnice, zadbać o wozy i sprzęt czy zapłacić za szkolenia oraz badania lekarskie. W maju strażacy dostali nowy wóz. Gmina wydała na niego blisko 900 tys. zł. Wydatki z roku na rok rosną, bo i przepisy się zmieniają, a co za tym idzie, pojawiają się dodatkowe koszty. – Dziś mamy bardzo rygorystyczne przepisy. Sprzęt musi być atestowany. Siekiera dla zwykłego Kowalskiego kosztuje 100 zł, a dla strażaka już 300. Sprzęt musi przechodzić też dodatkowe przeglądy, dlatego tak ważne jest pilnowanie terminów – dodaje Marcin.
– Czasy się zmieniają. Jeszcze 50 lat temu do wozu z sikawką zaprzęgało się konie i jechało gasić stodołę. Z 30 lat temu mieliśmy Żuka. Wskakiwaliśmy do niego i jechaliśmy do pożaru – wspomina Stanisław, a Radek dodaje: – Do Żuka weszło nawet 12 chłopa i siadało na deskach obitych kocem. I jeszcze motopompa się zmieściła. Dziś do wozu wsiada tylko sześciu.
W społeczeństwie cały czas pokutuje przekonanie, że strażacy jeżdżą głównie do pożarów. Jeszcze 30 czy nawet 20 lat temu rzeczywiście tak było. Dziś ochrona przeciwpożarowa to tylko część ich pracy. Zajmują się również szeroko pojętym ratownictwem, np. drogowym, medycznym czy powodziowym, pomagają usuwać skutki anomalii pogodowych, zabezpieczają masowe wydarzenia. W naszej gminie odśnieżają też drogi. Prowadzą również działalność kulturalną i edukacyjną.
„Jak Wojtek został strażakiem”
Radek z Elą prowadzą Młodzieżową Drużynę Pożarniczą przy OSP Malcanów. Zapisać może się do niej każdy – i siedmio- i piętnastolatek. Zbiórki odbywają się zwyczajowo raz w miesiącu. Młodzi ludzie uczą się na nich pierwszej pomocy czy zasad działania podczas akcji. Starsi trenują podobnie jak dorośli strażacy. – Na zbiórkach uczą się działać w grupie, współpracować ze sobą – to raz. A dwa – uczą się dyscypliny i słuchania komend dowodzącego. Te umiejętności są bardzo ważne, bo tak funkcjonują zastępy strażackie na akcjach. Co roku jeżdżą na obozy. Trochę ich tam „przeczołgają” – śmieje się Elżbieta i już poważnie dodaje: – To dla nich prawdziwa szkoła życia w spartańskich warunkach. Wiedza i umiejętności tam zdobyte potem wykorzystują i na naszych zbiórkach, i na co dzień.
Do drużyny należą dzieciaki i młodzi ludzie z najbliższej okolicy. – Część dzieciaków pochodzi z rodzin ze strażackimi tradycjami, tak jak ja. Od małego przyglądali się temu, co robią ojcowie, dziadkowie, starsi bracia lub siostry – wylicza Radek. – Część zaś to młodzi ludzie, którzy straż znają z opowiadań czy filmów albo przychodzą z czystej ciekawości. O każdym z tych dzieciaków wiemy praktycznie wszystko. Znamy ich możliwości – mocne i słabe strony.
– Ja chęć działania wyniosłem z domu. Cała rodzina jest związana z OSP – mówi Michał Piwek, syn Elżbiety. – Przyszedłem na pierwszą zbiórkę i … zostałem. Udało mi się namówić dwóch moich kolegów z klasy. Dla nich OSP była czymś nowym, ciekawym, innym.
– Niestety, dziś nowe technologie zabijają w młodzieży chęć działania. Wolą siedzieć przed komputerem lub grać na konsoli. Na szczęście są jeszcze tacy, jak Michał, pozytywnie zakręceni, którzy chcą robić coś innego – dodaje Marcin.
Ela z Radkiem nie ukrywają, że dla nich najważniejszym celem działania drużyny jest wychowanie sobie następców. – Podchodzimy bardzo poważnie do tego, co robimy i tak traktujemy naszych podopiecznych – mówi Elżbieta i dodaje: – Mamy też chętnych z dalszych miejscowości. Jednak najbardziej zależy nam na tych mieszkających niedaleko, którzy w ciągu tych kilku minut od włączenia syreny, stawią się w strażnicy.
– Czy zostanę w straży? Taki jest plan. Lubię to, co robię. Możliwość pomagania innym jest dla mnie ważna – stwierdza Michał.
Ale nie wszyscy młodzi ludzie, którzy działają w ramach młodzieżówki, zostają na stałe w straży. Dorastają. Zmieniają miejsce zamieszkania, żenią się. Mają inne priorytety.
Najsłabsze ogniwo – czynnik ludzki
Zmieniła się nie tylko specyfika pracy strażaków. Zmianie uległo też podejście społeczeństwa. – Niestety, coraz częściej jest tak, że ludzie traktują nas, jak służbę porządkową i wzywają do prac, które sami mogą wykonać albo zatrudnić do tego wyspecjalizowaną firmę – mówi Radek.
– Takich zgłoszeń jest masę! Przykładowo, dzwoni pani, że po przejściu silnych wiatrów jedno z drzew lada chwila przewróci się na jej ogrodzenie – opowiada Marcin. – Przyjeżdżamy na miejsce, a tam okazuje się, że drzewo… rośnie krzywo. Pani nie chciało się zapłacić firmie za jego wycięcie i wezwała nas.
– Są tacy, co wzywają nas do usunięcia gałęzi z drogi. A wystarczyłoby podejść do niej i samemu ją przenieść. W ubiegłym roku ludzie w czasie upałów wzywali nas do… napełnienia wodą basenów. Moglibyśmy tak długo wyliczać – dodaje Radek.
Ilu akcji, do których wyjeżdżają strażacy, można by uniknąć? Zdaniem komendanta gminnego nawet 70%, zdaniem reszty – przynajmniej połowy. – Nie mamy wpływu na pogodę i na ludzką bezmyślność lub lenistwo – stwierdza Stanisław. – Przykładowo pożary traw czy poszycia w dużej mierze wywołane są przez ludzi.
– Niestety, nadal pokutuje stwierdzenie, że wypalanie trawy użyźnia glebę. Podpalając łąki, zapominamy też, że w zaroślach kryją się zwierzęta. Osoby, które to robią, często przekonane są, że w pełni kontrolują sytuację i w razie potrzeby, w porę zareagują. Najczęściej mylą się i czasami kończy się to tragedią – stwierdza Marcin.
Strażak to zawód, który cieszy się dużym zaufaniem i szacunkiem społecznym. Pieniądze są, ale za nie rodziny nie da utrzyma. Emerytury brak, a dopiero od tego roku druhowie z 25-letnim stażem mogą ubiegać się o świadczenie ratownicze w wysokości… 200 zł! Jest jeszcze awans w strukturach. Na tym koniec. Co w takim razie sprawia, że na sygnał syreny podrywają się i pędzą do strażnicy?
– To, czy warto zostać strażakiem – ochotnikiem, to nie kwestia pieniędzy lub możliwości awansu. Tu chodzi o coś więcej – mówi Radek. – Zobowiązujemy się pełnić służbę i ratować ludzkie życie. Niestety, zdarza się, że czasem za cenę własnego.
– Często myślę o tym, co mnie tu cały czas ciągnie. W przypadku facetów to pewnie w dużej mierze adrenalina, ale w moim przypadku? – zastanawia się Elżbieta. – Dla mnie straż to drugi dom. Są tu ludzie, którzy chcą coś robić dla innych. Wiem też, że – niezależnie od sytuacji, a bywa tak, że lekko nie jest – zawsze można na nich liczyć. Są dla mnie jak druga rodzina.
– Strażakiem się nie bywa, strażakiem się jest. Tu nikt nie jest sam ze swoimi problemami. I to daje nam siłę – stwierdza Marcin i dodaje: – I chyba trzeba być trochę wariatem, aby być strażakiem.
Stanisław Bogucki, Radny Gminy Wiązowna i sołtys wsi Malcanów
Nie byłem i nie jestem czynnym członkiem OSP. Mieszkając w zasadzie od urodzenia w Malcanowie i z racji pełnienia różnych funkcji, spotykamy się i współpracujemy ze sobą cały czas. Druhny i druhowie to członkowie rodzin, koledzy i koleżanki, znajomi, ale przede wszystkim to społecznicy. Taki konglomerat powiązań umożliwił powstanie sprawnie działającego zespołu. Oprócz głównych zadań, np. walki z zagrożeniami, bardzo mnie cieszy udział w różnych wydarzeniach z życia naszej miejscowości i całej okolicy. Trudno sobie wyobrazić organizowanie takich imprez jak ,,Szanty nad Laguną” czy ,,Pierzyna” bez udziału druhen i druhów z OSP. Staramy się jako sołectwo wspierać działalność straży. Korzystamy na tym wszyscy, bo zwiększa się nasze poczucie bezpieczeństwa, pozwala dalej rozwijać i kontynuować współpracę, która moim zdaniem jest wzorowa. Korzystając z okazji życzę powodzenia, bezpiecznych powrotów z akcji i sukcesów w dalszych działaniach.